Wczoraj na sopockim Monciaku, spotkałem się z reporterką Gazety Wyborczej, aby porozmawiać o "mojej" Portugalii. Od kilkunastu już dni realizowany jest tutaj projekt EUROREDAKCJA, mający na celu przybliżenie mieszkańcom Trójmiasta oraz, jak zwykle o tej porze roku licznie przybyłym tutaj turystom z całej Polski, wszystkich Państw członkowskich UE. Dzieje się tak oczywiście a propos polskiej prezydencji w UE.
Portugalia to kraj, który wciąga Polaków
Rozmawiała Aleksandra Kozłowska
25.07.2011 aktualizacja: 2011-07-25 21:21
Rozmowa z Januszem Andraszem, autorem bloga Luzomania
Aleksandra Kozłowska: Przyjechał pan do Trójmiasta na wakacje?
Janusz Stanisław Andrasz: Nie, jestem tu tylko na chwilę. A mieszkam teraz w Kluczborku.
Nie w Lizbonie? Przecież czytałam pana lipcowe wpisy z Portugalii.
- Może to zabawne, ale mojego portugalskiego bloga od początku piszę z Polski. Co oczywiście nie znaczy, że nie mieszkałem w Portugalii, spędziłem tam blisko dziesięć lat. Półtora roku temu sytuacja rodzinna zmusiła mnie do powrotu do Polski, niedługo potem dostałem zamówienie na napisanie przewodnika po Lizbonie i środkowej Portugalii. Zacząłem go pisać (ukazał się w zeszłym roku), a w trakcie pracy pomyślałem, że skoro i tak mentalnie wciąż pozostaję w Portugalii, to czemu by nie pisać o niej bloga? I tak się zaczęło.
Pisze pan głównie o sztuce, designie, wystawach, np. tryptyku Hieronima Boscha w Narodowym Muzeum Sztuki Dawnej w Lizbonie. Skąd te zainteresowania?
- Z wykształcenia jestem nauczycielem plastyki, choć nigdy nie pracowałem w tym zawodzie. Studia skończyłem w 1990 r., to nie był dobry moment na to, by w tej dziedzinie zarabiać. Zacząłem więc pracę w ubezpieczeniach, ale po dwóch latach poczułem się wyciśnięty jak cytryna. Miałem dość korporacji, więc gdy tylko przyjaciel zaproponował mi wyjazd do Francji, od razu z tego skorzystałem. Tam z kolei inny znajomy zaprosił mnie do Portugalii. Pojechałem na dwa tygodnie, zostałem dziesięć lat. Nie będę ukrywał - Portugalia, nas Polaków, wciąga.
Dlaczego?
- Może dlatego, że tam żyje się wolniej, nie widuje się raczej ludzi pędzących z obłędem w oczach, choć oczywiście są dzielnice biurowe zapełnione bladymi panami w garniturach (śmiech). Ale tam się nie przyjeżdża po fortunę, nie ma tego szaleństwa zarabiania. Dlatego jest tam niewielu Polaków, bo w Portugalii trudno dorobić na budowie. To kraj, gdzie realizują się ludzie wolnych zawodów, jak np. Mariola Landowska, polska malarka, która żyje tam wyłącznie ze swojej sztuki. A to prawdziwa sztuka w obcym kraju. Miałem to szczęście, że poznałem tamtejsze środowisko artystów, a dzięki niemu również nocne życie Lizbony.
Jak ono wygląda?
- Mieszkałem w bardzo barwnej, dawniej arabskiej dzielnicy - Alfamie: wąskie uliczki, małe sklepiki... Wieczory zaczynały się ok. 20, kiedy wychodziliśmy coś zjeść, wypić, pogadać. Dyskoteki zaczynają się ok. 1-2 w nocy, do domu wraca się więc o 7-8 rano. Podczas tych nocnych eskapad poznałem m.in. Bartejo, małą norkę, bo nawet nie klub, gdzie zbierają się artyści, wariaci, ludzie znani z pierwszych stron gazet i kompletnie nieznani. Nie da się tam zjeść niczego dobrego ani wypić, liczy się atmosfera. Magnesem są koncerty muzyki brazylijskiej zwanej chorinho od „chorar” - płakać, szlochać. Wbrew pozorom to muzyka bardzo skoczna, ekspresyjna, przy której tańczą nawet tak nietaneczni ludzie jak ja (śmiech). Z portugalską muzyką wiąże się też jeszcze jedna moja przygoda. Kiedyś na koncercie słynnej pieśniarki fado Dulce Pontes zauważyłem muzyka Beto Betuka, który świetnie grał na tzw. przeszkadzajkach. Znalazłem go na MySpace, w swoim profilu napisał, że bardzo lubi Annę Marię Jopek. To mnie zaskoczyło, wtedy Ania nie była jeszcze tak znana za granicą. Skontaktowałem się z Beto, a ponieważ jest naprawdę świetnym muzykiem - grał m.in. z Marizą - zaproponowałem, żeby wysłał swoją płytę Marcinowi Kydryńskiemu, mężowi Jopek, który w „Trójce” prowadzi znaną audycję „Siesta”, prezentuje w niej muzykę świata. Beto płytę wysłał i okazało się, że był to strzał w 10! Kydryński się nią zachwycił, przyjechał do Portugalii, oboje z Anią zaprzyjaźnili się z Beto. Efekt? Wspólnie nagrana z Jopek piosenka „Niema”, potem występ Beto na koncercie Lisbon Stories w Warszawie.
Na razie pozostaje pan w Polsce. Będzie pan wracał do Portugalii?
- Absolutnie! I to nieraz. Ale i teraz Portugalia jest obecna w moim życiu. Jesienią ukaże się moja książka o tamtejszej kuchni i regionach winiarskich, będą tam nie tylko przepisy, ale i mnóstwo historii o opisywanych miejscach. Kontynuuję też oczywiście bloga Luzomania, dalej będę opisywał wydarzenia kulturalne w Lizbonie - taki rodzaj przewodnika, inny niż te turystyczne.
Adres bloga: janusz-st-andrasz.blogspot.com
Janusz Stanisław Andrasz: Nie, jestem tu tylko na chwilę. A mieszkam teraz w Kluczborku.
Nie w Lizbonie? Przecież czytałam pana lipcowe wpisy z Portugalii.
- Może to zabawne, ale mojego portugalskiego bloga od początku piszę z Polski. Co oczywiście nie znaczy, że nie mieszkałem w Portugalii, spędziłem tam blisko dziesięć lat. Półtora roku temu sytuacja rodzinna zmusiła mnie do powrotu do Polski, niedługo potem dostałem zamówienie na napisanie przewodnika po Lizbonie i środkowej Portugalii. Zacząłem go pisać (ukazał się w zeszłym roku), a w trakcie pracy pomyślałem, że skoro i tak mentalnie wciąż pozostaję w Portugalii, to czemu by nie pisać o niej bloga? I tak się zaczęło.
Pisze pan głównie o sztuce, designie, wystawach, np. tryptyku Hieronima Boscha w Narodowym Muzeum Sztuki Dawnej w Lizbonie. Skąd te zainteresowania?
- Z wykształcenia jestem nauczycielem plastyki, choć nigdy nie pracowałem w tym zawodzie. Studia skończyłem w 1990 r., to nie był dobry moment na to, by w tej dziedzinie zarabiać. Zacząłem więc pracę w ubezpieczeniach, ale po dwóch latach poczułem się wyciśnięty jak cytryna. Miałem dość korporacji, więc gdy tylko przyjaciel zaproponował mi wyjazd do Francji, od razu z tego skorzystałem. Tam z kolei inny znajomy zaprosił mnie do Portugalii. Pojechałem na dwa tygodnie, zostałem dziesięć lat. Nie będę ukrywał - Portugalia, nas Polaków, wciąga.
Dlaczego?
- Może dlatego, że tam żyje się wolniej, nie widuje się raczej ludzi pędzących z obłędem w oczach, choć oczywiście są dzielnice biurowe zapełnione bladymi panami w garniturach (śmiech). Ale tam się nie przyjeżdża po fortunę, nie ma tego szaleństwa zarabiania. Dlatego jest tam niewielu Polaków, bo w Portugalii trudno dorobić na budowie. To kraj, gdzie realizują się ludzie wolnych zawodów, jak np. Mariola Landowska, polska malarka, która żyje tam wyłącznie ze swojej sztuki. A to prawdziwa sztuka w obcym kraju. Miałem to szczęście, że poznałem tamtejsze środowisko artystów, a dzięki niemu również nocne życie Lizbony.
Jak ono wygląda?
- Mieszkałem w bardzo barwnej, dawniej arabskiej dzielnicy - Alfamie: wąskie uliczki, małe sklepiki... Wieczory zaczynały się ok. 20, kiedy wychodziliśmy coś zjeść, wypić, pogadać. Dyskoteki zaczynają się ok. 1-2 w nocy, do domu wraca się więc o 7-8 rano. Podczas tych nocnych eskapad poznałem m.in. Bartejo, małą norkę, bo nawet nie klub, gdzie zbierają się artyści, wariaci, ludzie znani z pierwszych stron gazet i kompletnie nieznani. Nie da się tam zjeść niczego dobrego ani wypić, liczy się atmosfera. Magnesem są koncerty muzyki brazylijskiej zwanej chorinho od „chorar” - płakać, szlochać. Wbrew pozorom to muzyka bardzo skoczna, ekspresyjna, przy której tańczą nawet tak nietaneczni ludzie jak ja (śmiech). Z portugalską muzyką wiąże się też jeszcze jedna moja przygoda. Kiedyś na koncercie słynnej pieśniarki fado Dulce Pontes zauważyłem muzyka Beto Betuka, który świetnie grał na tzw. przeszkadzajkach. Znalazłem go na MySpace, w swoim profilu napisał, że bardzo lubi Annę Marię Jopek. To mnie zaskoczyło, wtedy Ania nie była jeszcze tak znana za granicą. Skontaktowałem się z Beto, a ponieważ jest naprawdę świetnym muzykiem - grał m.in. z Marizą - zaproponowałem, żeby wysłał swoją płytę Marcinowi Kydryńskiemu, mężowi Jopek, który w „Trójce” prowadzi znaną audycję „Siesta”, prezentuje w niej muzykę świata. Beto płytę wysłał i okazało się, że był to strzał w 10! Kydryński się nią zachwycił, przyjechał do Portugalii, oboje z Anią zaprzyjaźnili się z Beto. Efekt? Wspólnie nagrana z Jopek piosenka „Niema”, potem występ Beto na koncercie Lisbon Stories w Warszawie.
Na razie pozostaje pan w Polsce. Będzie pan wracał do Portugalii?
- Absolutnie! I to nieraz. Ale i teraz Portugalia jest obecna w moim życiu. Jesienią ukaże się moja książka o tamtejszej kuchni i regionach winiarskich, będą tam nie tylko przepisy, ale i mnóstwo historii o opisywanych miejscach. Kontynuuję też oczywiście bloga Luzomania, dalej będę opisywał wydarzenia kulturalne w Lizbonie - taki rodzaj przewodnika, inny niż te turystyczne.
Adres bloga: janusz-st-andrasz.blogspot.com
Gratulacje !!!!!!!!!!!!
OdpowiedzUsuńdzięki!
OdpowiedzUsuń