2010-10-20 - 2010-11-08
Zachody słońca wprost ze świata końca
Opisywane miejsca: Portugalia, Faro, Almancil, Portimão, Lagos, Forte de almadena, Sagres, Cabo de São Vicente, Praia de arrifana, Monte clerigo, Aljezur, Praia de Odeceixe, Santiago do Cacém, Évora, Monsaraz, Evora monte, Estremoz, Elvas, Marvão, Cromeleque dos almendres, Moura, Serpa, Mina de sao domingos, Mertola, Tavira, Olhão (989 km)
Typ: Blog z podróży
PROLOG 2010-10-20
Patrzę na krople deszczu miarowo spływające po szybie, ściekające następnie wartkim strumykiem po okiennym parapecie. Szaruga i smuta. I tak regularnie prawie dzień po dniu. Nawet pies znużony leży na dywaniku, zniechęcony wizją spaceru w takich warunkach pogodowych. Koniec października i listopad to miesiące, które najczęściej określa się jako najmniej miłe dla człowieka naszych szerokości geograficznych. Rutyna dnia codziennego, w połączeniu z atmosferą panującą na zewnątrz, działa zazwyczaj niezwykle depresyjnie na ludzi. Ale nie dla mnie. Mnie się gęba cieszy, bo wiem, że jak co roku o tej porze, wyjeżdżam lada dzień doświadczać innego października bądź listopada, bardziej przyjaznego, tchnącego euforię i radość w codzienną szarugę, a przede wszystkim pozwalającego na uchwycenie w lico zapomnianych już promyków słonecznych. Jakże często niedocenianych podczas innych, znacznie przyjaźniejszych, okresów wiosennych czy letnich.
Tym razem uderzam na koniec świata i choć kolokwialnie mówiąc końców świata tyle, ile mówców o nich traktujących, to jednak miejsce, w które jadę od zawsze określane było tym terminem. Od czasów bowiem starożytnych, nasza europejska cywilizacja, a ona uważaną była, często jakże niesłusznie, za jedyną pragmatyczną i wyznaczającą ramy ludzkości, za piewcę postępu kulturowego i jedynie właściwą drogę życia, traktowała zachodni rąbek fartuszka Europy za koniec świata. Tutaj zachodziło słońce, na zachód stąd w morzach żyły straszne potwory, tutaj europejska wiedza o świecie się kończyła. Nie dziwota więc, że Portugalia, o niej tutaj piszę, zajmując najzachodniejszy zachód Starego Świata, była miejscem, w które zapuszczać się było średnio przyjemnym. Wszak nikt nie chciał obcować tak blisko owego końca świata. I tak było od czasów starożytnych, średniowiecznych, poprzez epokę wielkich okryć, w których sama Portugalia królowała, starając się zwrócić uwagę europejskiej braci na swą obecność na mapach, aż po dzień dzisiejszy. Świat się powiększył, mapa zaokrągliła, egzotyka wkroczyła w naszą świadomość swymi marzeniami, a Portugalia, jak była tak jest i dzisiaj jednym z najmniej znanych zakątków naszego kontynentu.
By się przekonać dlaczego tak jest, postanowiłem, wykorzystując ryanairowską promocję cenową, uderzyć właśnie w owe okolice, w miejsce gdzie słońce (a przynajmniej to europejskie) spotyka się z morzem na końcu swej codziennej wędrówki. Miejsce to, przynajmniej dla mnie, było do tej pory zupełnym terra incognita, a od zawsze lub jeszcze dłużej stanowiło jedno z topowych podróżniczych marzeń. Zebrałem czteroosobowy team i przystąpiliśmy do opracowywania planu naszych portugalskich wojaży. Mimo ambitnych wizji snujących się po głowie, nasza koncepcja coraz bardziej ulegała okrojeniu, próbując znaleźć kompromis między naturą leniwszą i żądną relaksu (głównie plażowego), a marzeniami o aktywności, przygodzie, kroczeniu śladem bogatego dziedzictwa portugalskiej historii, zwłaszcza okresu arabskiej dominacji w tym regionie i średniowiecza.
Tym samym, będąc ograniczonym tygodniowym okresem, po rozważeniu przesłanek racjonalnych, logistycznych, wreszcie często zupełnie egoistycznych, zwłaszcza ze strony mojej osoby, padło na dwa, jakże diametralnie się różniące i tym samym idealnie pasujące do naszych planów regiony Portugalii – najbardziej turystyczny Algarve oraz najdzikszy, ale ukazujący obraz takiej starej, prawdziwej Portugalii – największy jej region Alentejo.(...)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz