Jeśli ktoś potrafi sobie wyobrazić Boże Narodzenie bez śniegu, bądź nawet więcej- marzy o świętach bez białego puchu (mającego do siebie to, że zamienia się prędzej czy później w brudną breję), powinien zajrzeć do kraju, w którym śnieg jest wciąż jeszcze towarem deficytowym...
Portugalia z pewnością nie posiada tak silnych jak Polska czy inne kraje w tzw. Europie Północnej tradycji związanych z bożonarodzeniowymi świętami, warto jednak przyjechać tutaj również i w tym szczególnym czasie. Przy odrobinie szczęścia będzie można trafić na słoneczną pogodę z zimową, jak na portugalskie warunki temperaturą, czyli jakieś 10 -15 stopni... na plus oczywiście!
W ostatnich latach Portugalczyk mówiąc o tym święcie, myśli głównie o Bożonarodzeniowym Mieście (Vila Natal), którym obwołane zostało miasteczko Óbidos.
W swoim przewodniku "Lizbona i Środkowa Portugalia" przyrównałem je do torciku ozdobionego wisienkami. Rzeczywiście jest coś smakowitego w tej niewielkiej, położonej ok. 80 km na północ od Lizbony średniowiecznej miejscowości.
Wąskie, urokliwe uliczki, centrum okolone ogromnym murem obronnym.
O Óbidos mówiło się, iż było przechodnim prezentem ślubnym kolejnych portugalskich monarchów dla swoich małżonek. W tutejszej świątyni pod wezwaniem Świętej Marii w roku 1444 zawarli ślub 10 - letni portugalski królewicz, późniejszy król Alfons V i hiszpańska infantka Izabela - zaledwie 8 - letnia dziewczynka. W tym samym kościele podziwiać można ołtarz dedykowany świętej Katarzynie, ozdobiony pięcioma obrazami niezwykłej artystki, zwanej Józefą z Óbidos.
"Narodzenie", Josefa de Óbidos
Józefa, pół-Portugalka, pół-Hiszpanka, była jedną z nielicznych kobiet - malarek w dobie baroku. Postać sama w sobie warta szerszego zainteresowania, jednak nie mieści się ona w temacie mojego dzisiejszego blogowego opowiadania..
Zanim powrócimy do głównego tematu, czyli Świąt Bożego Narodzenia, muszę wspomnieć o innej przesympatycznej imprezie, mającej miejsce w Óbidos. Jest nią Międzynarodowy Festiwal Czekolady. Już z samej nazwy brzmi to zachęcająco, prawda?
Obszerny opis jednej z edycji, pióra Wiesława Karlińskiego, można przeczytać tutaj.
Ja tylko dodam iż w tym słodkim festiwalu biorą również udział Polacy: Elżbieta Hołowacz czy małżeństwo Defee. Ci ostatni uczestniczyli w czekoladowym konkursie kilkakrotnie, zdobywając nagrody i wyróżnienia.
Jak co roku, od końca listopada do pierwszych dni stycznia, Óbidos zamienia się w bożonarodzeniową stolicę Portugalii. Władze miasteczka z pomocą instytucji promujących turystykę i pod patronatem państwowej telewizji, organizują wielką świąteczną fetę.
Jest to wielka frajda nie tylko dla dzieci ale również i dla dorosłych. Tutaj można podpatrzeć, co ciekawego działo się na poprzednich edycjach tego wielkiego świątecznego festynu:
Oprócz wyrabianej tutaj słynnej wiśniowej nalewki z wiśni, zwanej Gininja, podawanej często w jadalnych, czekoladowych kieliszkach (pomysł do skopiowania dla naszego przemysłu cukierniczego) królują na tym festynie słodkości.
Znając upodobanie mieszkańców Portugalii do wszystkiego co słodkie, nie dziwi raczej fakt iż to właśnie słodkości wszelkiej maści grają pierwsze skrzypce na portugalskich świątecznych stołach.
Królową ciast w tym okresie jest niewątpliwie bolo rei. Jego nazwa ("ciasto króla"), wzięła się prawdopodobnie z faktu, iż pojawia się ono na stołach od 25 grudnia do 6 stycznia, czyli dnia Trzech Króli. Na królewskość ciasta wskazuje także "korona" wykonana z suchych i karmelizowanych owoców.
W cieście ukryte jest również nasionko bobu. Tradycja nakazuje, iż osoba, która je w cieście znajdzie, powinna zakupić ciasto w następnym roku a sama zostaje ciastkowym królem... Wcześniej tradycja wyglądała nieco inaczej- poszukiwano w nim małego prezentu-niespodzianki, jednak Unia Europejska w imię higieny i dbałości o całość uzębienia Portugalczyków, zakazała tego "procederu".
Przyznać się muszę, że portugalskie wypieki, oprócz kilku wyjątków nie robią na mnie wielkiego wrażenia. Są zbyt słodkie lub... zbyt tłuste. Przykładem na to ostatnie są np. Sonhos czyli marzenia. Niestety nie mają one w sobie nic z lekkości. Smażone są na głębokim tłuszczu i posypywane obficie cukrem-pudrem i cynamonem.
Dla tych, którzy chcieliby jednak spróbować tej portugalskiej specjalności, proponuję przypatrzyć się, jak robi je portugalski mistrz cukiernictwa:
A oto składniki potrzebne do wykonania tego tłustego "marzenia":
100g czekolady
50ml śmietany
180g cukru
180g mąki
6 jaj
1 cytryna
300mlwody
sól (szczypta)
olej do frytowania
mięta do dekoracji
cukier puder
W tej samej "rodzinie" ciast mieszczą się inne podobne do naszych faworków wypieki czy raczej "wysmażki"- coscorões:
Jeśli jeszcze nie macie dość, to proszę bardzo- fatias douradas, francuskie tosty po portugalsku (czyli z cynamonem):
http://www.theworldwidegourmet.com/recipes/rabanadas-portuguese-christmas/
Odchodząc nieco od tematyki bożonarodzeniowej ale pozostając przy portugalskich słodkościach, warto zatrzymać się na chwilę w miejscowości Alcobaça. To stare, cysterskie opactwo znane jest przede wszystkim jako miejsce pochówku najsłynniejszej portugalskiej pary kochanków- Pedro i Inês.
Inną atrakcją, znaną od wieków przybywającym do klasztoru podróżnikom, była zakonna gościnność a także, mające raczej mało wspólnego z zakonną zasadą ubóstwa, umiłowanie do wyszukanych potraw i trunków. Nawet czołowy ekscentryk swoich czasów, angielski pisarz William Beckford (1760-1844), nie potrafił ukryć zdumienia tym, czego doświadczył podczas swojej wizyty w tym klasztorze, pisząc w pamiętniku, iż życie tutaj to nieustający korowód "ciągłego obżarstwa (...), oparów trunku i kadzidła (...), tłustych włóczących się mnichów i wymuskanych braci zakonnych o rozpustnych spojrzeniach(...)."
Ciekawy opis, prawda?
Mnichów nie ma w klasztorze od roku 1834, kiedy to nastąpiła kasacjach wszystkich zakonów w całej Portugalii. Powraca się jednak do tradycji zakonnych specjałów, urządzając raz do roku pokaz klasztornych smakołyków - Mostra de Doces Conventuais.
Jeśli chodzi o mnie, to urzekają mnie przede wszystkim swoimi wdzięcznymi nazwami: papos-de-anjo (brzuszki aniołka), beijos-de-frade (zakonne buziaczki), orelhas-de-abade (uszy opata), barrigas-de-freira (brzuszki zakonnicy) czy choćby moje ulubione baba de camelo (ślina wielbąda) :)
Głównymi składnikami większości z tych "zakonnych" słodkości są cukier i jajka a w zasadzie to żółtka. Bardzo dużo jednego i drugiego. Zresztą spójrzcie sami:
Przepisy na te słodkości o przedziwnych nieraz nazwach, powstawały przeważnie w żeńskich klasztorach. Motywem do ich wymyślania była w zasadzie nuda, na jaką cierpiały zamknięte tam niekoniecznie z własnej woli panny z bogatych domów. Dwa główne składniki - jaja i cukier - klasztory dostawały jako tradycyjne "co łaska" za odprawiane modły w zamawianych prywatnych intencjach. Napływające od XVI w. szerokim strumieniem z Nowego Świata korzenne przyprawy zachęcały do wymyślania coraz to nowych przepisów na osładzanie sobie klasztornej monotonii.
Mnisi z Alcobaçy dysponowali nie tylko produktami rolnymi z ziem, które były ich własnością oraz drogimi przyprawami, składanymi im w podzięce za modły. Wszystkie te wymyślne potrawy spożywali w przepięknym refektarzu a przyrządzali je w kuchni gigantycznych wprost rozmiarów. Dość powiedzieć, iż przez jej środek przepływał w specjalnie dla niego zbudowanym kamiennym korycie strumień, który dostarczał im świeżej wody i ryb!
Zbudowany w tym pomieszczeniu kominek wysoki jest na 25 m! Przy kamiennych stołach mogło zasiąść na raz nawet kilkuset mnichów. Nie powinno to nikogo dziwić, gdyż w czasach swojej świetności rezydowało tu podobno 999 pobożnych braciszków, wznoszących modły 24 godzinę na dobę.
Na jednej ze ścian refektarza znajdują się bardzo wąskie drzwi. Legenda mówi, iż ci mnisi, którzy nie potrafili się przez nie przecisnąć, kierowani byli na przymusową dietę. Bardziej jednak zgodny z prawdą wydaje się fakt, iż otwór ten służył raczej do wydawania pożywienia okolicznym ubogim mieszkańcom.
W każdej legendzie tkwi jednak jakieś ziarenko prawdy. Przywołany przeze mnie już raz William Beckford, zapisał przecież w swoich wspomnieniach, że "Alcobaça to "największa świątynia otyłości w całej Europie" !
Ostatni rzut oka na klasztor:
Zdaję sobie sprawę z tego, iż mówiąc o typowych daniach podawanych podczas portugalskiej Wigilii czyli Consoada, nie wspomniałem o innych, ważnych potrawach, takich jak np. gotowane bacalhau, ciecierzyca, pieczona koźlęcina czy faszerowany indyk. Wszystkie te potrawy występują z różnym natężeniem w zależności od regionu w całej Portugalii.
Życzę wszystkim Szczęśliwych (i oczywiście słodkich!) Świąt Bożego Narodzenia, czyli Bom Natal!
A ja mimo mojej nieposkromionej miłości do tego kraju akurat na święta zamiast bolo rei wybieram swojskie pierogi i kluski z makiem :-).
OdpowiedzUsuńWesołych!
m.
Feliz Natal!
OdpowiedzUsuńByłam w zeszłym roku w Obidos na samym poczatku stycznia i swiateczna atmosfera byla rzeczywiscie bardzo przyjemna. wszedzie dekoracje, a Mikolaj zamiast w saniach, to w karecie :) Polecam, naprawde!
Marek: powiem więcej- ja nawet będąc tam, też wybierałem pierogi i kluski z makiem ;)
OdpowiedzUsuńEwa: Mikołaj w karecie, światełka na palmach i ryba w soli a nie w galarecie :)