czwartek, 27 stycznia 2011

Luzo-Fuzo: Kalendarz z butami- Portugalski sposób na promocję...

Luzo-Fuzo: Kalendarz z butami- Portugalski sposób na promocję...: "''Portugalskie buty- najseksowniejszy przemysł w Europie'' to hasło kampanii reklamowej promującej przemysł obuwniczy w ..."

Madera- wyspiarskie wino

Tekst ukazał się na stronie ugotuj.to, internetowego partnera miesięcznika Kuchnia


Wino mające najprawdopodobniej kartagińskie korzenie, pojawiło się na Maderze wraz z pierwszymi osadnikami na początku XV w. Wtedy nie wyróżniało się jednak niczym szczególnym spośród innych win produkowanych na pobliskim kontynencie europejskim. Do zmiany jego statusu przyczyniła się pośrednio trzcina cukrowa, portugalsko - angielski alians królewski i ... piraci.


Prawdziwa kariera madery na Maderze rozpoczęła się pod koniec XVI w. Na tej należącej do Portugalii wyspie, oddalonej o ok.1000 km od wybrzeża Europy i 750 km od Afryki, winnice pojawiły się wraz z pierwszymi osadnikami w XV w. Produkowane tu wino nie wyróżniało się jednak niczym nadzwyczajnym, a próby dowiezienia go na kontynent przeważnie kończyły się tym, iż psuło się podczas długiego rejsu.

Wino zostało uratowane przez trzcinę cukrową, a właściwie wytwarzany z niej alkohol- aguardente. Zaczęto dodawać go do zwyczajnego wina, co zapewniało jego konserwację. Trzcina cukrowa była w XVI w głównym bogactwem Madery. To m.in. po jej odbiór przypływały tu statki z Europy. Trzcinę zabierały stąd także statki płynące do portugalskiej kolonii, Brazylii. Dopiero później rozwinęły się plantacje tego słodkiego produktu w Ameryce Południowej i to właśnie na jej rzecz Madera utraciła swoje główne źródło dochodu.

Beczki z winem z Madery, wzbogaconego aguardente wielokrotnie przebywały szmat drogi- z Madery aż do portugalskich kolonii w Indiach. Zdarzało się nawet, iż czasami powracały z powrotem na Maderę. Nosiły one nawet nazwę Vinho da roda , czyli „wino powrotnej drogi”. Po jakimś czasie zauważono, że ta długa droga oraz wysokie temperatury panujące pod pokładem, dokonały niezwykłej przemiany. Ze zwykłego wina wzmocnionego alkoholem, używanego m.in. jako lekarstwo na panoszący się na statkach szkorbut, stało się winem o wyjątkowym smaku i aromacie.




Łyk historii

Europejski debiut wina madera odbył się na dworze francuskiego króla Franciszka I, gdzie po raz pierwszy pojawił się w 1515 r. Niewykluczone, iż na dworze francuskim znalazła się ona dzięki francuskim... piratom! Portugalskie statki płynąc z cennymi ładunkami z Nowego Świata do Europy, zawijały do portu na Maderze, uzupełniając tam zapasy żywności, a także zaopatrując się w maderę. W ten sposób, oprócz złota i srebra, w ręce francuskich rabusiów trafiały również beczki ze słodkim trunkiem. Sprzedawany był on potem z dużym zyskiem we Francji i innych europejskich rynkach, zyskując na popularności.

Powoli madera zaczęła robić międzynarodową karierę. Najpierw, co oczywiste, została ciepło przyjęta przez portugalskie kolonie w Afryce, Ameryce i Azji. Działo się to w XVII i na początku XVIII w.

Drogę na nowe rynki zbytu otworzyło jej również w roku 1662 małżeństwo córki portugalskiego króla Jana IV, Katarzyny de Braganza z królem Anglii, Karolem II. Na mocy specjalnych porozumień, madera miała ułatwiony dostęp do rynków zbytu w Anglii oraz wszystkich angielskich kolonii. Tak oto, oprócz zwyczaju picia popołudniowej herbatki, portugalska królowa wprowadziła na angielskie salony również maderę.

Trunek ten zresztą był znany na brytyjskich wyspach już wcześniej, skoro wg. legendy królewski brat, duke of Clarence, wybrał w roku 1478 śmierć poprzez utonięcie w beczce pełnej słodkiej madery. Wspominał o niej także William Shakespeare w dramacie "Henryk IV". Padło w nim oskarżenie pod adresem księcia Walii, o sprzedanie swojej duszy za kurze udko i szklaneczkę słodkiej madery.

Stała się ona nawet mimowolną uczestniczką sporu Anglii ze swoją kolonią w Ameryce Północnej, zakończonego jak wiadomo, powstaniem nowego państwa na tym kontynencie. 9 maja 1768 r. statek Johna Hancoksa (jednego z najbogatszych bostońskich kupców) z ładunkiem madery na pokładzie, został zaaresztowany przez władze portowe. Powodem była odmowa zapłacenia, zbyt wysokiego zdaniem kupca, cła przywozowego. Zajęcie statku przez brytyjskich urzędników spowodowało zamieszki w Bostonie.

To właśnie szklaneczką madery w dniu 4 lipca 1776 r. Thomas Jefferson wzniósł toast po podpisaniu Deklaracji Niepodległości. Słodki trunek był także ulubionym winem Jerzego Washingtona czy Benjamina Franklina.

Zapas madery towarzyszył także Napoleonowi na wygnaniu spędzonym na wyspie św. Heleny. Jedną z butelek, niewypitych przez cesarza, (rocznik 1792) wypił w roku 1950, podczas swojego pobytu na Maderze, sam Winston Churchil.

Swoje czasy świetności madera przeżywała również na początku XIX w. Była wówczas najdroższym i najbardziej cenionym trunkiem na królewskich dworach. Ze względu na nadzwyczajny aromat, nasączone nim chusteczki służyły nawet jako namiastka perfum! Wtedy też madera szturmem zdobyła inny, ogromny rynek zbytu, jakim była carska Rosja.

Niestety, wraz z chorobami winorośli, jakie przetrzebiły w drugiej połowie XIX w wszystkie europejskie winnice, gwiazda madery na jakiś czas uległa przyćmieniu. Późniejsza prohibicja alkoholowa w Stanach Zjednoczonych oraz rewolucja październikowa w Rosji pozbawiły ją jej największych odbiorców.

W 1979 r. założony został Instituto do Vinho da Madeira , systematyzujący i pomagający w doskonaleniu produkcji tego trunku. Od tego momentu obserwuje się powolny powrót madery na światowe rynki.

Również producenci wina postanowili zjednoczyć swoje siły i trwa kampania zarówno w samej Portugalii, jak i na świecie, mająca ukazać wszystkie zalety tego trunku. Oprócz spożywania go jako aperitif lub wina deserowego, przypomina się zalety madery w kuchni- jako składnika wspaniałych sosów czy kremów. Coraz większą popularność zdobywa sobie również jako składnik drinków, z dodatkiem lodu.

Mimo iż tradycjonaliści patrzą na ten proceder mało przychylnym wzrokiem, warto chyba samemu przekonać się co do słuszności tych surowych ocen...

Cztery w jednym

Pod wspólną nazwą wino madera kryją się diametralnie różne rodzaje tego niezwykłego trunku. Generalnie obecnie spotkać możemy cztery jego podstawowe rodzaje: sercial (dry), bual (medium dry), verdelho (medium sweet) i malvasia (sweet). To równocześnie nazwy szczepów i rodzajów wina madera.

Madera wyprodukowana z innego, w ostatnich kilkudziesięciu latach powszechnego na wyspie szczepu, tinta negra mole , występuje również pod czterema postaciami. Noszą one odpowiednio nazwy: dry (seco), medium dry (meio- seco), medium sweet (meio-doce) i sweet (dece).

Większa lub mniejsza słodycz wina uzyskiwana jest nie tylko poprzez zastosowanie różnych gatunków winogron, lecz również m.in. poprzez tzw. wzmacnianie. Aby uzyskać różny stopień słodkości, destylat z trzciny cukrowej (o mocy 95%) dodawany jest w różnych fazach wytwarzania wina.

Madera to wino- indywidualista, zarówno jeśli chodzi o proces jej wytwarzania, jak i jej smak i aromat. Oto najważniejsze różnice pomiędzy procesem powstawania "normalnych" (niewzmacnianych) win i madery:

Wina „normalne”:

- poza kilkoma wyjątkami do produkcji win przeznacza się winogrona dojrzałe

- utlenianie się wina pogarsza jego jakość

- wino dojrzewa w chłodnych i wilgotnych piwnicach

- w rezultacie tego procesu odparowuje głównie alkohol

Madera:

- rzadko kiedy zbierane winogrona są w pełni dojrzałe

- utlenianie, zwane procesem "maderyzacji", nadaje winu charakteru i niezapomnianego smaku

- madera dojrzewa w dużych beczkach ustawionych w najcieplejszych i najsuchszych miejscach w winiarni- zazwyczaj bezpośrednio pod nagrzanym słońcem dachem (proces zwany canteiro) lub w wersji przyspieszonej w podgrzewanych kadziach (proces zwany estufagem).

-w rezultacie tego procesu odparowuje woda, pozostawiając w postaci skondensowanej to co stanowi o swoistym charakterze madery- wyrazisty aromat, bursztynowy kolor i niezapomniany smak.

Nie ma w zasadzie obawy, aby butelka wiekowej madery mogła okazać się chybionym zakupem, co niestety czasami zdarza się z najlepszym, nawet czerwonym winem. Bez przesady można stwierdzić, że madera to wino "niezniszczalne", nie zmieniające swoich właściwości pod wpływem działania czasu.

Sercial - wino wytrawne, produkowane z winogron rosnących w wysoko położonych (1000 m n.p.m.) winnicach. Potoczna nazwa tej winorośli to „ esgana cao ” czyli pies dusiciel. Ochrzczono ją tak ze względu na jej dużą kwasowość. Wzmacniane jest dopiero po całkowitym przetworzeniu się cukrów w procesie fermentacji w alkohol, czego efektem jest powstanie najwytrawniejszej madery. Wino sercial to doskonały aperitf.

Verdelho - wino półwytrawne, winorośla uprawiane są w północnej części wyspy. Również doskonale spisuje się jako aperitif, zwłaszcza dla tych, którzy nie przepadają za ultra-wytrawnym sercial. Doskonałe do wykorzystania w kuchni.

Bual - wino półsłodkie, szczep uprawiany na południu wyspy. Podobno swoje korzenie ma we francuskim Bordeaux. Piękny bursztynowy kolor, mocny aromat. Wino deserowe.

Malvasia- rośnie w najniżej położonych winnicach, wymaga najcieplejszych warunków spośród wszystkich rosnących tu szczepów. Była pierwszą winoroślą przywiezioną na wyspę w XV w, prawdopodobnie z greckiej Krety. Produkowane z niej wino jest najsłodszym ze wszystkich, jednak jej słodycz jest doskonale zrównoważona. Ciemno brązowa, niezwykle aromatyczna, niekoronowana królowa win deserowych.

poniedziałek, 24 stycznia 2011

Wspomnienia z Lisbon Stories '09

Minął już rok z okładem od tego energetycznego wydarzenia. 7 grudnia 2009 roku w warszawskim klubie Palladium aż kipiało od gorących rytmów i luso-muzyki.
Anna Maria Jopek, Beto Betuk i ich goście z Portugalii sprawili, iż choć na chwilę wszyscy siedzący na tej sali zapomnieliśmy o szaroburości typowej dla tej pory roku w naszym pięknym kraju.
Nad całością czuwał, dyrygował, czasami przygrywał i o ile mnie pamięć nie myli, również podśpiewywał, Marcin Lisboa Kydryński :)

Zapraszam za kulisy tego wydarzenia:

niedziela, 23 stycznia 2011

Luzomania na zakupach 1

Każde miasto ma swoje smaki i smaczki. Niekoniecznie tylko kulinarne. Warto się więc dowiedzieć, co możemy sobie, bądź naszym bliskim przywieźć z wyprawy do Lizbony. Proponuję Wam tym razem mini-foto-przegląd tego, co można złowić w lizbońskich sklepach.


Jangada Solta, doskonały sklep z wyrobami rzemieślniczymi m.in. z Portugalii, Brazylii, Mozambiku, Indii, mieszczący się na Bairro Alto




Już teraz trzeba myśleć o lecie i plażowaniu. Najlepiej zacząć od wizyty w ... Sklepie na plaży (Loja da Praia) a w nim wszystko to, co eleganckiej plażowiczce jest (mniej lub bardziej) niezbędne...



Przez okrągły rok otwarty jest sklep znajdujący się W Lizbonie na Rua Dom Pedro V 5, w lecie otwarty jest sklep położony na jednej z najpiękniejszych portugalskich plaż w Comporta, trzeci otwarty ma być w nowo wybudowanym hotelu na najbardziej eleganckim w Portugalii polu golfowym Oitavos Dunes w Cascais.

Retrosaria - świat najwyższej jakości tkanin, wstążeczek, nici i gotowych wyrobów różnych twórców. Wśród nich są również niezwykłe, zabawne dziełka Rosy Pomar, która swoją przygodę z rękodzielnictwem rozpoczęła od prowadzenia bloga






























A może jakieś butki...? Zapominamy, iż Portugalia słynęła z doskonałych warsztatów szewskich! I wciąż ma się czym w tej dziedzinie pochwalić. Zerknijmy na to, co wychodzi spod rąk José Machado:








Ewentualnie inne skórzane, ręcznie zrobione wyroby tego artysty - rymarza:



















Warto zajrzeć na blog poświęcony pracom José Machado . Bardziej niecierpli klienci mają możliwość zakupu jego wyrobów online.

Osobiście niezmiennie jestem fanem tego, co można wykonać z materiału będącego niewątpliwie jednym z symboli Portugalii, czyli korka. Popatrzcie, co giętki umysł artysty i zręczne ręce rzemieślnika potrafią wyczarować z tego arcy-ekologicznego materiału:





Cork&Company

Nie mniej ciekawe jest połączenie naturalnej skóry z korkiem:








W stosunkowo niedługim czasie portugalskie przedsiębiorstwo Pelcor podbiło światowe rynki, weszło nawet na prawdziwe dizajnerskie salony - jego wyroby można podziwiać m.in. w nowojorskim MoMa (The Museum of Modern Art of New York)


Buszujący wśród staroci


Przy okazji omawiania Quinty da Regaleira w Sintrze, wspomniałem o kręconym w tej okolicy filmie Romana Polańskiego "Dziewiąte Wrota". Główny bohater filmu (grany przez Johna Deep'a) przyjechał do Portugalii aby odwiedzić kolekcjonera - antykwariusza, posiadającego w swych zbiorach wyjątkowe wydanie szatańskiej księgi...
To oczywiście była jedynie filmowa fikcja. W rzeczywistości jednak w kraju, który posiada bodajże najstarsze granice w całej Europie i który okrucieństwa wojny po raz ostatni doświadczył na początku XIX w. podczas inwazji wojsk napoleońskich, nie brakuje prawdziwych okazji dla wielbicieli antyków.

Lizbońska Rua de São Bento to prawdziwy raj dla każdego kolekcjonera. Oprócz znajdującego się przy niej muzeum portugalskiej divy fado - Amalii Rodrigues, ulica ta to prawdziwy raj dla antykwariuszy. Rzadkie książki, srebrne naczynia, sztućce, obrazy, meble... Raz do roku, we wrześniu, ma miejsce impreza zwana Noites de São Bento. Wszystkie antykwariaty położone przy tej ulicy otwarte są wtedy do północy!
















Pasjonatów historii Portugalii a zwłaszcza jej zamorskich kolonii, zaciekawi zapewne wizyta w założonej w 1956 r. księgarni specjalizującej się w tych tematach: Livraria Historica e Ultramarina

ć.d.n.

piątek, 21 stycznia 2011

Kuchnia portugalska dla początkujących

Na internetowym partnerze miesięcznika Kuchnia, portalu ugotuj.to, ukazał się mój tekst, zapraszam do lektury:


Kieliszek czerwonego wina za 2 euro. Chwytające za serce fado. To typowe dla Portugalii. Prostota i umiarkowanie. Takie jest ich życie, taka również jest ich kuchnia.

Morskie skarby

Jako kraj przytulony do morza (wyrazu "ocean" tubylcy używają raczej rzadko), w naturalny sposób wiele uwagi poświęca się tu temu, co mają do zaoferowania morskie głębiny. Dla nas, lądowych szczurów, bogactwo ryb i innych owoców morza, jakie można zobaczyć np. w lizbońskiej hali targowej Ribeira, jest oszałamiające.

Rybny poczet otwierają najbardziej popularne sardynki. 12 czerwca, podczas największego lizbońskiego święta, w dzień św. Antoniego, posypane grubą morską solą lądują na tysiącach rozgrzanych grilli. To zdecydowanie najpopularniejszy sposób przyrządzania tych niewielkich, aczkolwiek smakowitych rybek.

W powszechnym użyciu, ze względu na smaczne mięso i przystępną cenę, jest dorada. Przyrządzana na wiele sposobów - zapiekana, smażona, duszona - mnie najbardziej przypadła do gustu dourada ao sal , czyli zapiekana w soli. Na rozsypanej na blasze warstwie grubej morskiej soli (wytwarzana na miejscu, kosztuje grosze), układa się wypatroszoną doradę. Puryści od razu przysypują ją całą solą, eksperymentatorzy wkładają do ryby np. zioła. Po dwudziestu minutach w piekarniku wyciągamy gotowy posiłek. Wystarczy lekko stukając usunąć wierzchnią warstwę solnej skorupki i voila! Prawdziwy cud - uduszone, białe mięso jest dosolone i uduszone tak, jak być powinno.

Osobnym rybnym tematem są cataplanas . To miedziane garnki, wypełnione tym, do czego zaświecą się oczy każdego smakosza frutti di mare . Kilka różnych rodzajów ryby, przyprawy, ryż. Niemiecka nazwa eintopf brzmi w tym kontekście być może nieco obcesowo, ale doskonale oddaje charakter tej sycącej, jednogarnkowej potrawy, wartej ze wszech miar polecenia. Zazwyczaj w takim kociołku ląduje również spora garść świeżej kolendry. Do tej przyprawy, wyglądem przypominającej pietruszkę, o zupełnie jednak innym smaku i aromacie, należy koniecznie się przyzwyczaić. Kolendra i portugalska kuchnia są bowiem nierozłączni jak stare dobre małżeństwo.

ć.d. tutaj

wtorek, 18 stycznia 2011

Masoni, Pan Milioner i najbardziej skomplikowany zegarek świata

Masoneria. Słowo rozpalające wyobraźnię wielu czytelników, zapełniające również internetowe strony przeróżnymi- mniej i bardziej prawdopodobnymi historiami.
Portugalia bynajmniej nie jest tutaj żadnym wyjątkiem. Ma swoje miejsca i historie związane właśnie z tym tematem.


Niewątpliwie jednym z najsłynniejszych jest Quinta da Regaleira w Sintrze. Już sama Sintra ma w sobie coś tajemniczego i pociągającego. O niej jednak w innym poście, bowiem zdecydowanie nie jest to miejsce, które można opisać w dwóch zdaniach.

Quinta da Regaleira to miejsce niezwykłe z kilku powodów- zarówno jeśli chodzi o jej przeładowaną ozdobami architekturę, malownicze usadowienie w dużym ogrodzie, jak również, czy raczej przede wszystkim, ze względu na osobę jej pierwotnego właściciela, António Augusto Carvalho Monteiro (1848-1920). Nazywany był on również Monteiro dos Milhões czyli Monteiro Milioner. Urodzony w rodzinie bogatych Portugalczyków osiadłych w Brazylii, doskonale umiał pomnożyć rodową fortunę, poprzez umiejętne inwestycje w handlu kawą i kamieniami szlachetnymi.
Dzięki niej mógł sobie pozwolić na takie ekstrawagancje, jak np. wybudowanie ogromnego domu-pałacu w Sintrze, wspomnianej już Quinta da Regaleia. Zarówno sam budynek, jak i otaczający go ogród - park, odzwierciedlają niezwykłe zainteresowanie pana Monteiro wiedzą tajemną, historią Portugalii no i oczywiście masonerią. Do dziś oglądać można zgromadzoną tutaj kolekcję około 600 przedmiotów związanych z ruchem masońskim.





















foto:www.portugalvirtual.pt

Również w ogrodzie znajdziemy przykłady na fascynacje gospodarza symbolami masonerii. Wędrówkę rozpoczyna się w Studni Wtajemniczenia - nazwą nawiązującej do obrządków masońskich. 135 schodami, podzielonymi na 9 części (niczym 9 kręgów Piekła Dantego) schodzi się na głębokość 27 m w głąb ziemi. Stamtąd plątaniną korytarzy, mijając po drodze podziemne jeziorko i różnorakie kaskady, wychodzi się z powrotem na powierzchnię ziemi. Ma to symbolizować wędrówkę duszy - od momentu śmierci (ciemności) aż do chwili zmartwychwstania (światła).


















foto: www.portugalvirtual.pt


W Kaplicy Przenajświętszej Trójcy, innym z obiektów znajdujących się na terenie posiadłości, na posadzce podziwiać można otoczoną pentagramami mozaikę, przedstawiającą symbol portugalskiego Zakonu Chrystusowego.

Jeśli ktoś jednak myśli, że wyobraźnia milionera z Brazylii ograniczała się jedynie do wybudowania sobie tej niezwykłej posiadłości, bardzo się myli. Dziełem architekta Regaleiry, Luigiego Maniniego jest także ... kapliczka na lizbońskim cmentarzu Prazeres, w której to Monteiro został pochowany. Być może nie byłoby w tym nic nadzwyczajnego, gdyby nie fakt, że klucz do pałacu pasuje również i do cmentarnej kapliczki. Ciekawe co właściciel miał na myśli, wydając takie dyspozycje swojemu architektowi?

Oprócz zbierania pamiątek dotyczących historii Portugalii, w tym rzadkich bibliofilskich kruków, wielką namiętnością pana Monteiro były zegarki. Ogromna i cenna ich kolekcja, jaką zgromadził, odsprzedana została francuskiemu Muzeum Czasu w Besançon.

Niewątpliwie ozdobą kolekcji jest zegarek Leroy 01, wykonany przez słynny warsztat zegarmistrzowski, założony w Paryżu w roku 1751 przez Basile Leroy.
Leroy 01 zamówiony został przez António Augusto Carvalho Monteiro już w roku 1897. Zanim przywędrował do kraju swojego właściciela, zdążył zdobyć nagrodę na pamiętnej Wystawie Światowej, jaka miała miejsce w roku 1900 w Paryżu.













foto:http://www.hautehorlogerie.org

Zegarek ten okrzyknięty został "najbardziej skomplikowanym zegarkiem świata". Składa się z 975 części i oprócz wskazywania czasu, posiadał jeszcze 24 inne funkcje, jak np. godziny wschodu i zachodu słońca w Lizbonie, fazy księżyca czy aktualny czas w 125 innych miastach świata. Wzór, jaki znalazł się na jego kopercie, zaprojektowany został przez, znanego już nam architekta pałacu i kaplicy, Luigiego Maniniego.
Aby uniknąć płacenia ogromnego podatku od tej "zabawki", kosztującej w owych czasach 20 tyś. franków, zegarek przewiózł w swoim bagażu dyplomatycznym sam ... król Portugalii!
Jako swoistą ciekawostkę można podać fakt, iż zegarek ten odkupiony został przez francuski rząd w roku 1955 za 2 mln franków. Przyznać trzeba, że była to doskonała lokata kapitału.

Być może niektórym z Was sylwetka budynku Regaleiry, pomimo iż jesteście pewni, że w Sintrze nie byliście, wyda się znajoma... Brawo za spostrzegawczość! Zapewne oglądaliście film "Dziewiąte wrota" z Johnem Deep'em w roli głównej? Regaleira "zagrała" niewielką ale piękną rólkę w tymże filmie Romana Polańskiego.



Dodatkowym polskim akcentem jest wokaliza, jaką nagrała słynna polska śpiewaczka, Ewa Małas-Godlewska do muzyki Wojciecha Kielara, który skomponował muzykę do tego filmu. Tutaj muzyce towarzyszą nam ciekawe zdjęcia ilustrujące jedną z największych europejskich nekropolii:



W filmie Polańskiego "zagrał" również inny dom położony w Sintrze- Chalet Biester, którego architektem był również wspomniany wcześniej Luigi Manini (w tym fragmencie od 7.07 min)


The Ninth Gate (Part 5) Johnny Depp (Full Movie) HQ
-


Dla zaciekawionych ruchem masońskim polecam wizytę w lizbońskim Muzeum Masonerii Portugalskiej
, zaś tym, którzy mieliby ochotę zaopatrzyć się w różne drobiazgi (biżuterię, krawaty i inne bibeloty) wzorowane na tych pochodzących z czasów Celtów, Templariuszy, monarchii portugalskiej itd. do zaglądnięcia tutaj.

czwartek, 13 stycznia 2011

Lizbona dla każdego

W minionym roku Lizbonie przybyło kilka interesujących miejsc. Jeszcze kilkanaście lat temu z przysłowiową świecą trzeba było by szukać dizajnerskich butików, sklepów z typowymi portugalskimi wyrobami czy niestandardowych obiektów hotelowych.
Na szczęście, pomimo kryzysu (o którym tutaj zresztą mówi się że jest "od zawsze"...) wciąż powstają nowe, fascynujące miejsca, ku uciesze zarówno mieszkańców tego miasta, jak i przybywających tutaj coraz liczniej turystów


Zielono mi, czyli alternatywny nocleg w sercu Lizbony.

Evidência to oferta dla minimalistów, ceniących sobie wolność, swobodę ruchu i ... niekoniecznie chcących wydawać połowę swoich funduszy na nocleg.
Nareszcie dano klientowi wolny wybór - chcesz pościelić sobie łóżko samemu a tym samym i zapłacić mniej za swój nocleg? Zamiast standardowego "kontynentalnego śniadania" w hotelu, wolisz zjeść śniadanie w portugalskiej pastelaria razem z Lizbończykami? Chcesz kontemplować nocną panoramę Lizbony na ulubionym przez młodzież i alternatywnych Lizbończyków Miradouro de Santa Catarina? Zarezerwuj więc jeden z 17 pokoi w Santa Catarina Light, sieci hoteli Evidência.

Kolorami, które zdecydowanie dominują w hotelowym wnętrzu jest zielony i biały.


















Zachęcająco wygląda również Santa Lounge, czyli miejsce na odpoczynek po całodniowej wędrówce po lizbońskich wzgórzach.














Jak już wspomniałem Santa Catarina Light to tylko jeden z kilku oryginalnych obiektów portugalskiej grupy hotelarskiej Evidência.
Warto zajrzeć do innych, np. położonego na Baixy Tejo Creative Hotel z wnętrzami zaprojektowanymi przez młodych portugalskich projektantów. Dla ceniących sobie niezależność i elegancję, można polecić wynajęcie luksusowych apartamentów.



























Coś pomiędzy arystokratycznym domem a przytulnym hotelem oferuje nam Casa de Săo Mamede. Ten niewielki, bo dysponujący jedynie 28 pokojami hotel, mieści się w kamienicy pochodzącej z drugiej połowy XVIII w. Była ona jednym z pierwszych budynków wzniesionych po wielkim trzęsieniu ziemi, jakie nawiedziło Lizbonę w 1755 r. Ówczesny premier markiz de Pombal, nakazał konstruowanie nowych budynków w systemie "gaiola", wzmacniającym konstrukcję w razie tego typu katastrof.
Ten przytulny hotelik położony jest w dawnej arystokratycznej dzielnicy, przy jednej z głównych lizbońskich ulic, co stanowi doskonałą bazę do pieszych wycieczek po najbliższej okolicy- Bairro Alto czy Principe Real.
























Królewskie lody wędrują do Lizbony

Wiemy już, gdzie mamy się zatrzymać, teraz należałoby więc zadbać o zaspokojenie pierwszego głodu... Proponuję menu proste - jednak z długą tradycją.

Wszystko zaczęło się 30 km od Lizbony, w Cascais. Na Avenida Valbom, głównym deptaku w tym nadmorskim kurorcie, niedaleko siebie znajdują sie dwa, charakterystyczne dla niego lokale.
Pierwszym z nich jest lodziarnia Santini. Miejsce to bez przesady nazwać nożna kultowym. Od roku 1949 kubki smakowe tubylców oraz licznie tu przybywających letników rozpieszczane są przez wyśmienite, wyrabiane na miejscu lody. Założycielem tego małego słodkiego imperium była włoska rodzina Santini, która osiedliła się po II wojnie światowej w Cascais. Wytwarzane przez nich lody swój sekret popularności zawdzięczają oczywiście doskonałym składnikom z jakich są wykonywane, świetnym włoskim recepturom oraz ... królewskiemu marketingowi!
To właśnie w lodziarni Santini, w latach 50-tych można było spotkać siedzących przy jednym stoliku np. byłego króla Włoch, Anglii, Rumunii, królową Bułgarii czy hrabiego Barcelony ze swoim synem, obecnym królem Hiszpanii, Janem Karolem.



Król Hiszpanii Jan Karol z rodziną

Ten fascynujący okres w dziejach Cascais i Estoril, które stały się domem dla wielu wygnanych ze swoich krajów monarchów i towarzyszących im ich królewskich dworów, wciąż czeka na opisanie go przeze mnie. Być może będzie to tematem mojej następnej mini-opowieści.
Pierwszą siedzibą lodziarni był lokal na plaży Tamariz, w pobliskiej miejscowości Estoril. Relacje pomiędzy rodziną Santini a królewskimi bywalcami lodziarni były podobno tak bliskie, że ich królewskie moście używały domu Włochów(położonego też tuż przy plaży) jako przebieralni...
W obecnym lokalu, znajdującym się przy wspomnianej Avenida Valbom, zwłaszcza latem, trzeba być przygotowanym na czekanie w dość długiej kolejce. Na cierpliwych czeka jednak prawdziwa feria smaków lodowych przysmaków. Od tych klasycznych - śmietankowych, truskawkowych, po bardziej egzotyczne o smaku mango czy marakuji. Wybornie smakują także tutejsze sorbety. Od roku 2009 organizowany jest nawet Festiwal Lodów! Będąc w tej okolicy w czerwcu, warto sprawdzić zatem festiwalowy kalendarz Cascais!
W pobliżu tej nobliwej, nie bójmy się tej nazwy- lodowej instytucji- w latach 90-tych zainstalował się bar sprzedający inny, słynny w okolicy produkt- hot dogi (pot. Cachorro Quente). Bynajmniej jednak nie były i nie są to byle jakie hot dogi!



Wcześniej, bo od roku 1988 sprzedawane były w żółtej przyczepie na malowniczym wybrzeżu Cascais - Boca de Inferno. W krótkim czasie zyskały sobie również miano kultowego wyrobu, smakiem zdecydowanie przewyższając inną hot-dogową konkurencję. Powszechnym widokiem były wtedy skały na Boca de Inferno, na których siedzieli uczniowie szkół z Cascais, zajadający cachorros quentes.
Od ubiegłego roku fani wyrobów Santini mogą zaspokoić swój lodowy głód w Lizbonie na Rua do Carmo 9 (czynne codz. 10-24.00). Na Miradouro de São Pedro de Alcântara z kolei możemy spróbować doskonałych portugalskich hot dogów. Czy smakują one tak samo, jak te z Cascais, ocenić musicie sami...


Nie-winny korek


Zawsze dziwiłem się, dlaczego jeden z symboli Portugalii - produkowany tu korek, jest traktowany po macoszemu. Brakowało mi miejsca, w którym można by się przekonać, jak uniwersalnym materiałem jest kora dębu korkowego.
Widzę jednak, że i w tej materii coś "drgnęło". Najpierw, kilka lat temu, pojawił się sklep "Pelcor". Jego właścicielka, podobnie jak i przedsiębiorstwa Corkfashion jest entuzjastka tego naturalnego materiału, Sandra Correia. Zobaczmy, co oprócz korka do butelki wina czy szampana, można z niego wyprodukować.

Pelcor: da tradição à inovação from EcoLogicalCork.com on Vimeo.



Innym sklepem, niedawno otwartym na Bairro Alto jest "Cork & Company"

czwartek, 6 stycznia 2011

Douro nie tylko winem porto płynące

Kto wie, jak potoczyły by się losy naszej bohaterki, gdyby nie markiz de Pombal (1699 - 1782), portugalski „żelazny kanclerz”, rządzący Portugalią za czasów zgnuśniałego króla Józefa I (1750 – 1777). To właśnie on, realizując swoje plany związane z rozwojem agrokultury w rejonie rzeki Douro , łagodną perswazją w stylu „Jeśli nie zrobisz tego, o co grzecznie proszę, to wylądujesz waćpan w pudle”, „nakłaniał” posiadaczy ziemskich do zagospodarowywania leżących tu odłogiem ziem.
Jedną z ofiar tej prośby-groźby był ojciec Antonii, Bernardo Ferreira.


Jego jedyne dziecko, córka Antonia Adelajda, urodziła się w roku 1811. Już wtedy zaliczała się do posażnych panien, trudno się więc dziwić, iż wydana została za mąż za swojego, równie bogatego kuzyna, Antonio Bernardo Ferreira. Dzięki temu w rękach jednej rodziny zgromadzona została całkiem spora fortuna. 10 lat po ślubie, w roku 1844, mąż Antoniny niespodziewanie umiera.
Młoda, 33 letnia wdowa nie załamuje rąk i swojego życia nie ogranicza bynajmniej do haftowania i odmawiania różańca. Zakasuje rękawy, dokupuje ziemi, zakłada nowe winnice, buduje magazyny, twardo negocjuje ceny zakupu produkowanego przez siebie wina porto.
W ciągu niecałych 10 lat już i tak całkiem sporą fortunę odziedziczoną po swoim ojcu i mężu, wydatnie pomnaża. Jest, jak byśmy to dzisiaj powiedzieli, kobietą sukcesu, właścicielką jednego z większych w owym czasie majątków w Portugalii. Sprawa warta tym bardziej warta uznania, gdyż w XIX – wiecznej Portugalii, kobiety nie miały na ogół zbyt wiele do powiedzenia...

Fakt ten spowodował zainteresowanie jej osobą (czytaj – majątkiem) premiera kraju, diuka de Saldanha. Zaproponował on małżeństwo swojego syna z córką (11-letnią wówczas) Dony Antonii. Niestety nie wyraziła ona na to zgody, czym srodze rozgniewała najpotężniejszą osobę w państwie.
Widząc, że będzie się jej trudno obronić przed wciąż ponawianymi zalotami syna premiera, nieustraszona wdowa dała, (mówiąc kolokwialnie) nogę do Londynu. Nie zaniedbała jednak interesów w Dolinie Douro. Poprzez zaufanych pomocników zarządzała swoimi winnymi posiadłościami.
W Londynie, w roku 1856 wyszła po raz drugi za mąż. Kiedy sprawa zamążpójścia jej córki przestała być drażniącą sprawą, Dona Antonia powraca do Portugalii i z nową energią bierze się za modernizację i rozbudowę swojego winnego imperium.
Dzielnie walczy ze spekulantami na rynku win porto. Zakupiła m.in. podczas nadzwyczaj udanego roku 1868 dużą ilość porto, dając tym samym zarobić innym producentom, mającym problem w upłynnieniu swojego towaru. Dwa lata później winnice w całej Portugalii zostały zdewastowane przez inwazję mączniaka. Jak sobie można wyobrazić, ogromne zapasy w jej magazynach szybko znalazły swoich nabywców i to po bardzo atrakcyjnych cenach.


W roku 1861 otarła się o śmierć. Razem ze swoim przyjacielem, baronem Forresterem, inną słynną postacią związaną z handlem porto w tych czasach, płynęła w dół rzeki Douro. Ich łódź wywróciła się a wszyscy pasażerowie wylądowali w wodzie. Ciało barona nigdy nie zostało odnalezione. Jak mówiono, prawdopodobnie spoczywa na dnie, obciążone dużą ilością złota, które miał przy sobie. Płacił nim za kupowane u lokalnych producentów wino.
Sama Dona Antonia, podobnie jak i inne kobiety, uratowała się, dzięki obszernej sukni, która niczym wielki balon, unosiła ją na powierzchni wody.

Ta niezwykła kobieta była jednak nie tylko największą business women portugalskiej gospodarki w XIX w. Dzieliła się swoimi zyskami, fundując szpitale, ochronki, szkoły. Już za życia była uwielbiana przez mieszkańców Régua i okolic. Zmarła w roku 1896, jako właścicielka 20 winnic i niekwestionowana królowa wina porto, przez ludzi nazywana Ferreirinha (zdrobnienie od Ferreira).
O tym, jak była kochana, świadczyć może choćby 4-kilometrowy szpaler ludzi, towarzyszący jej w ostatniej drodze z jednej z jej posiadłości, Quinta des Nogueiras do cmentarza w Régua...

Choć założone przez nią przedsiębiorstwo, Casa Ferreirinha, odsprzedane zostało jednemu z największych portugalskich przedsiębiorstw handlujących wyrobami alkoholowymi- Sogrape Group, porto ruby noszące nazwę Dona Antonia, jest wciąż najchętniej kupowanym w Portugalii.
W piwnicach Ferreira w Vila de Gaia znajduje się najprawdopodobniej najbogatsza kolekcja win porto. Najstarsza zachowana tam butelka pochodzi z 1815 roku!

Znakiem firmowym przedsiębiorstwa Casa Ferreirinha, jest emu- ptak będący symbolem upartości w dążeniu do celu.





















Casa Ferreirinha prawie 60 lat po śmierci swojej genialnej założycielki, zabłysnęła po raz kolejny, wytyczając nowy szlak dla win wytwarzanych w Dolinie Douro. Do tego bowiem czasu gros win produkowanych w tym regionie, były to wzmacniane wina porto. Jeśli produkowano już wytrawne czerwone lub białe wina, były to zwykłe vinho da mesa - do codziennego spożywania, bez szczególnych pretensji bycia winem z klasą.
Fakt ten zmienił enolog pracujący dla Casa Ferreirinha - Fernando Nicoulau de Almeida. W roku 1952 miała miejsce premiera, będącego jego „dzieckiem”, czerwonego wina Barca Velha. Doświadczenie, jakie ten portugalski enolog zdobył podczas swojego pobytu w winnicach Bordeaux oraz wiara w potencjał, jaki niesie ze sobą region Douro, zaowocowała winem będącym do dziś wyznacznikiem klasy i elegancji pośród wszystkich portugalskich wytrawnych win.
Z pewnością nie bez znaczenia jest fakt, iż na przestrzeni prawie 60 lat, jakie upłynęły od pojawienia się pierwszej edycji Barca Velha, prace nad jej wytwarzaniem nadzorowało jedynie dwóch enologów. Wspomniany już Fernando Nicoulau de Almeida oraz obecny strażnik jej jakości - José Maria Soares Franco.

Skoro nie jest rzeczą łatwą (jak również dostępną cenowo) kupić Barca Velha w Polsce, popatrzmy sobie, jak inni degustują to wyborne wino: